#33dni
Litania do błogosławionej siostry Julii Rodzińskiej

#33dni
Litania do błogosławionej siostry Julii Rodzińskiej

#33dni. Litania do błogosławionej siostry Julii Rodzińskiej
W czasie zmagań z wirusem proponujemy Wam opiekę, pomoc i wstawiennictwo Błogosławionej, która znakomicie wie, co to jest epidemia. To bohaterka książki Niebo w kolorze popiołu, pozycji autorstwa jej współsiostry s. Benedykty Karoliny Baumann.

Proponujemy Wam przyjaźń z tą Błogosławioną. #33dni. Codziennie jedno wezwanie z litanii do niej. Codziennie jej uśmiech, dar pokoju, dar serdeczności, dobrych decyzji, radości.

Zapraszamy do naszych mediów społecznościowych. O 19.00 wiadomość od nas dla s. Julii. Cała dobę opieka s. Julii dla nas. Czy weźmiecie udział?…

A poniżej informacje o tej wspaniałej, fascynującej kobiecie, ze wstępu do książki s. Benedykty.

„Kim była bohaterka tej książki? Siostra Julia Rodzińska, dominikanka,
urodziła się w roku 1899 w Nawojowej koło Nowego
Sącza i tam spędziła dzieciństwo. To nie było łatwe dzieciństwo
i dlatego myślę, że może być patronką wszystkich dzieci osieroconych
albo pochodzących z rodzin dysfunkcyjnych. Ale też patronką
wszystkich nauczycieli, wychowawców, pedagogów. Nikt
tak dobrze nie rozumiał dziecięcej biedy jak ona. Kiedy miała
9 lat, umarła jej mama, a 2 lata później tato. Małą Stasię (bo takie
imię otrzymała na chrzcie świętym) oraz jej młodszą siostrę
przygarnęły pracujące w Nawojowej siostry dominikanki. Wychowały
te dziewczynki jak własne dzieci. Szczególną troską otoczyła
je przełożona domu, siostra Stanisława Leniart, która sama
jako dziecko straciła rodziców.
Kiedy Stasia skończyła szkołę, wyznała swojej „mamie” (bo tak
nazywała siostrę Stanisławę), że chce zostać dominikanką. Nie
były to łatwe czasy, bo trwała I wojna światowa. Mimo to dziewczyna
wstąpiła do nowicjatu. Po złożeniu ślubów zakonnych i uzupełnieniu
wykształcenia została nauczycielką i wychowawczynią
w prowadzonych przez nasze zgromadzenie domach dla sierot.
Najdłużej – bo aż 22 lata – była w Wilnie. Całe swoje serce włożyła
w rozwój prowadzonego przez siostry dominikanki zakładu
dla sierot, którego była kierowniczką.
Nie poprzestała na tym. Co roku organizowała letnie półkolonie
dla wileńskich dzieci ulicy. Szybko stała się w mieście znana
i doceniana, otrzymywała nagrody i była bohaterką reportaży
prasowych. Na co dzień skromna i zapracowana. Kochająca dzieci
z sierocińca jak matka. Ubierała je w piękne, kolorowe sukienki,
a nie tak jak w większości sierocińców – w mundurki. Chciała,
żeby czuły się jak w domu, a nie jak w zakładzie. To był taki
katolicki Korczak w spódnicy…
Wtedy właśnie zastała ją wojna. Siostra Julia nie uciekła i nie
pozostawiła sierocińca bez opieki. Dopóki mogła, pracowała
w zakładzie dla sierot wraz z innymi siostrami już nie jako wychowawczyni,
lecz jako woźna i sprzątaczka (bo zakład przejęli
Sowieci i przekazali go Litwinom) – byle tylko mieć kontakt z wychowankami.
Szybko jednak nowe władze placówki pozbyły się sióstr.
Siostra Julia nie rezygnowała jednak z szukania ludzi potrzebujących
pomocy. Organizowała tajne komplety. Pomagała
księżom emerytom pozbawionym środków do życia, partyzantom
i prawdopodobnie Żydom. Niestety, nie ma żadnych spisanych
świadectw, jak dokładnie ta pomoc wyglądała. Wiemy tylko,
że siostra Julia i pozostałe dominikanki zostały aresztowane
„za kontakty z polskimi partyzantami i działalność polityczną”.
Nadszedł ten dzień: 12 lipca 1943 roku. Gestapo aresztowało
siostrę Julię i trzy inne siostry dominikanki. Zawieziono je do więzienia
na Łukiszkach. Współsiostry szybko wypuszczono, a siostrę
Julię osadzono w izolatce, gdzie nie można było się ani położyć,
ani stanąć na nogi, i okrutnie torturowano. Nikogo nie wydała.
Po roku została wywieziona do obozu w Prawieniszkach, a potem
do obozu koncentracyjnego w Stutthofie koło Gdańska (dzisiejsze
Sztutowo). I to był ostatni odcinek jej wędrówki. Wybuchła
epidemia tyfusu plamistego. Więźniów zarażonych tą chorobą
gromadzono w tak zwanej umieralni: baraku nr 30, przeznaczonym
pierwotnie dla Żydówek. Panowały tam najgorsze warunki.
Siostra Julia podjęła decyzję, że pójdzie do zarażonych. Oczywiście
nie chodziło o pomoc medyczną – w obozowych warunkach
nieosiągalną – lecz o bycie przy tych ludziach, wspieranie
ich modlitwą, dawanie nadziei… Ciekawe, że kilka więźniarek
wyszło z choroby. Właśnie dzięki tej nadziei. Siostra Julia jednak
zaraziła się tyfusem i zmarła 20 lutego 1945, tuż przed końcem
wojny i wyzwoleniem obozu”.