1. CZY MOŻEMY MODLIĆ SIĘ O PIENIĄDZE?
Często słychać oburzenie na tak postawione pytanie. „Jak to!? Modlić się o pieniądze, o mamonę, o zło w czystej postaci?”.
Jednak czy tego chcemy, czy nie, pieniądze są nam potrzebne do życia, są nieodłączną częścią naszej egzystencji. Zastanów się, ile czasu każdego dnia poświęcasz na zarabianie pieniędzy, na podejmowanie decyzji odnośnie do ich wydawania, oszczędzania czy inwestowania lub bardzo często na martwienie się z powodu ich niedoboru czy braku. Powszechne jest niestety przeświadczenie, że bogaci mogą mieć problem z wejściem do królestwa Bożego. Ale pomyślmy, czy z drugiej strony człowiek ubogi, żyjący od wypłaty do wypłaty, na debecie, z zaciągniętymi kredytami nie będzie częściej myślał o pieniądzach, nie będzie bardziej zniewolony mamoną niż człowiek, któremu Pan nie poskąpił swojego błogosławieństwa w sferze finansów. Dokładnie o tym mówi Księga Przysłów:
Nie dawaj mi ani ubóstwa, ani bogactwa, ale pozwól, abym jadł niezbędny chleb. I spraw, żebym, będąc syty, nie dopuścił się zdrady i nie mówił: „Kim jest Pan?”. Abym też nie zaczął kraść, cierpiąc nędzę, i nie znieważał imienia mojego Boga (Prz 30, 8-9).
W Biblii bardzo często poruszany jest temat pieniędzy, co oznacza, że jest to niezmiernie istotna kwestia. Pan Jezus w szesnastu z trzydziestu ośmiu przypowieści wspomina o pieniądzach, o zarządzaniu nimi i stosunku, jaki ma do nich człowiek. W całym Piśmie Świętym odnajdziemy około pięciuset wersetów, które mówią o modlitwie, prawie tyle samo traktuje o wierze, natomiast o pieniądzach mówi niemal dwa i pół tysiąca wersetów.
Skoro w Biblii obok często poruszanych fundamentalnych tematów dotyczących życia człowieka, jak modlitwa czy wiara, kilkakrotnie częściej mówi się o pieniądzach, to niewątpliwie Pan Bóg na ten temat chce zwrócić naszą uwagę.
Czy pieniądze są złe?
Nie, z lektury Pisma Świętego wiemy, że pieniądze nie są złe. W Pierwszym Liście do Tymoteusza czytamy: „…korzeniem wszelkiego zła jest chciwość” (1 Tm 6, 10). Zwróćmy uwagę, korzeniem wszelkiego zła jest chciwość, a nie same pieniądze. Pieniądze nie są ani złe, ani dobre, są moralnie obojętne – ważne jest nasze podejście do tej materii.
Zatem czy możemy modlić się o pieniądze, o coś, co jest nam niezbędne do życia?
Zacznijmy od tego, czym jest modlitwa. Najprościej rzecz traktując, modlitwa to rozmowa z Bogiem, naszym dobrym Ojcem. A czy my jako dzieci nigdy nie prosiliśmy o materialne rzeczy naszych rodziców? Czy nasze dzieci nie proszą nas – rodziców – o materialne rzeczy, o pieniądze.
Oczywiście, że tak. I jak się zachowywali nasi rodzice w takich sytuacjach? A jak my jako rodzice wówczas się czujemy? Jak to wygląda, zwłaszcza wtedy, kiedy takie pieniądze mamy, a prośba związana jest nie z jakąś błahostką, zaspokojeniem zachcianki, a poważną potrzebą. Postarajmy się przenieść to na grunt modlitwy, rozmowy na ten jakże ważny temat z naszym kochającym Ojcem. On jak każdy ziemski ojciec chce zapewnić swoim dzieciom godziwe utrzymanie, zagwarantować potrzebne środki do życia.
Proście a otrzymacie, szukajcie a znajdziecie, pukajcie a otworzą wam. Każdy bowiem, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a temu, kto puka, otwierają. Czy jest wśród was ktoś taki, kto swojemu synowi, proszącemu o chleb, poda kamień? Albo gdy poprosi o rybę, czy poda mu węża? Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, to tym bardziej wasz Ojciec, który jest w niebie, da to, co dobre, tym, którzy Go proszą (Mt 7, 7-11).
Tak więc prośmy, rozmawiajmy z naszym Tatą o ważnych dla nas sprawach, z ufnością mówmy mu o naszych problemach, troskach dnia codziennego. I bądźmy pewni, że Jemu zależy na nas, On kocha nas nad życie (i to dosłownie) i zatroszczy się o nas. Uwierzmy, że Pan da nam wszystko, także środki materialne, i to da w obfitości.
W Liście do Rzymian czytamy „Pan [jest] hojny dla tych, którzy Go wzywają” (Rz 10, 12). Uwierzmy Panu, wzywajmy Go, wołajmy do Tego, który rozdziela swe bogactwa.
Pytanie tylko, czy my przez nasze małe zaufanie, lęki bądź nasze przekonanie o samowystarczalności nie boimy się lub nie chcemy prosić o ważne dla nas sprawy, w tym o pieniądze. Czy nie siedzimy w pancerzu naszej próżności, gdzie stosunkowo nam dobrze i ani myślimy prosić dobrego Ojca o jakąkolwiek materialną pomoc, szczególnie o pieniądze. Czy przypadkiem nie kieruje nami postawa pychy? Czy nie podpowiada nam, że owszem, o dobrą pracę możemy się jeszcze modlić, ale o pieniądze już nie. W przypadku wyproszenia dobrej pracy zawsze możemy połechtać nasze „ego”, utwierdzić się w przekonaniu, że to ja sam zapracowałem na to, co mam, że to są moje zarobki.
W przypadku modlitwy o pomoc finansową, o pieniądze,
takich złudzeń już nie mamy, mamy za to przekonanie, że Pan nas, maluczkich, wysłuchał.
„Obyś sobie nie pomyślał: «Pracą własnych rąk zdobyłem te bogactwa»” (Pwt 8, 17).
A przecież nawet w Modlitwie Pańskiej wołamy: „Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj”. Błagamy o chleb, a szerzej – o wszystko, czego potrzebujemy do życia.
Dziś wmawia się nam, że wszystko mamy zdobywać, a nie otrzymywać. Jednak zdobywanie, czyli inaczej: posiadanie dzięki własnemu sprytowi, umiejętnościom, wiedzy czy wysiłkowi nie daje upragnionego szczęścia, spokoju, powoduje natomiast mnóstwo frustracji i życie w ciągłym napięciu z ogromnym ciężarem na barkach. Na szczęście Biblia mówi nie o zdobywaniu, a o przyjmowaniu, otrzymywaniu. I co najlepsze, na Boże błogosławieństwo, Boże prowadzenie wcale nie musimy zapracować czy w jakikolwiek sposób zasłużyć. Bóg opiekuje się swoimi dziećmi, błogosławi im w ogromie swojej miłości całkowicie za darmo. Jego darów nie możemy kupić, możemy je tylko przyjąć. I ufajmy, że to, co On ma nam do zaoferowania, jest dla nas najlepsze.
Znam osobiście rodzinę, której pewnego razu, pisząc dosłownie, skończyły się wszystkie pieniądze, nie mieli z czego przeżyć do końca miesiąca. Polecili więc swoje troski Bogu. Wiecie, co się stało? Kilka dni później dostali przekaz pocztowy z kwotą tysiąca złotych. Do tej pory nie wiedzą skąd, w jaki sposób pieniądze do nich trafiły. Użyłem określenia „nie wiedzą”, ale tak naprawdę wiedzą i świadczą, że otrzymali je od Boga.
Znam też przypadek zbiórki pieniędzy na szczytny cel, jakim był wyjazd rekolekcyjny (wsparcie dla osób, które ze względów finansowych miały trudności, by w nich uczestniczyć). Potrzebne były spore pieniądze, rzędu kilkudziesięciu tysięcy złotych. Po ludzku sprawa mało realna, by zebrać aż taką kwotę. Jednak organizatorzy zbiórki wykazali się ogromną ufnością, wszystkim potrzebującym obiecali wsparcie i… modlili się. A efekt był taki, że zebrano dokładnie tyle, ile było potrzeba.
Słyszałem ostatnio genialną odpowiedź na pytanie: „Po co prosić, mówić Bogu o naszych problemach, skoro On wszystko wie?”. Cóż, Bóg chce, byśmy Go prosili, byśmy opowiadali mu o naszych wszelkich potrzebach, żebyśmy się przekonali, że to, co mamy, mamy właśnie od Niego, że On odpowiada na wołanie swoich kochanych dzieci i zaradza ich problemom. On pragnie naszej dziecięcej bliskości.
I zdecydowanie uważam, że lepiej kontaktować się z kochającym Ojcem, przebywać w Jego obecności, rozmawiając o pieniądzach, niż nie rozmawiać z Bogiem wcale.
Czy obecne, zwłaszcza w naszym kraju, ubóstwo materialne nie wynika czasami z naszej pychy, z tego, że mimo iż brakuje nam pieniędzy, nie jesteśmy w stanie o nie prosić? A przecież Pan pragnie obficie nam błogosławić.
Absolutnie nie namawiam tu nikogo do zmiany wiary, ale czy nasi starsi w wierze bracia nie biorą dosłownie do siebie tego, co Pan do nich mówi. Czytałem ostatnio, że pobożni Żydzi, chcący mieć Boże błogosławieństwo w kwestii finansów, każdego dnia rozważają fragment Tory o mannie z nieba, mówiący wprost, że wszystko, co mamy, pochodzi od Boga. Mocno wierzą, że „posiadane” dobra są wyrazem Bożego błogosławieństwa, że otrzymali je od Boga.
Czy nasi bracia protestanci (szczególnie w USA) nie biorą do siebie dosłownie słów Pana kierowanych do nas w Biblii?
Czy wyżej wymienieni nie mają mniejszych od nas, katolików, problemów z praktycznym podejściem do tego, co mówi do nas Pan na kartach Pisma Świętego? Czy nie przyjmują oni bardziej niż my na serio słów, które Pan do nas mówi? Czyż to nie oni płacą dziesięcinę z tego, co otrzymują?
I spójrzmy tak obiektywnie: Czy Pan im nie błogosławi? Czy nie odpowiada na ich modlitwy? Zobaczmy, czy nie dysponują większymi środkami finansowymi.
Zatem nie bójmy się prosić Boga o pieniądze, o błogosławieństwo w sprawach finansowych, materialnych.
Tylko zawsze miejmy świadomość, Kto jest ich prawdziwym Właścicielem.