Czy jesteś gotowy odkryć tajemnice Piłata?

Czy jesteś gotowy odkryć tajemnice Piłata?

Odpowiedzi na te i inne nurtujące pytania znajdziemy w książce „Chiton Zbawiciela”. Nietuzinkowej, znakomicie skonstruowanej opowieść z gatunku fikcji historycznej. Jej autor Giennadij Lewicki opisując losy Piłata, oddaje dramatyzm rzymskiego imperium pod władzą wszechmocnego Tyberiusza. Nie jest to jednak zwykła biograficzna podróż do przeszłości z zacnymi historykami w roli przewodników. Lewicki maluje przed czytelnikiem własny obraz Piłata i jemu współczesnych. Zaprasza za kulisy intryg, zawiłości, realiów politycznych i religijnych, aby ostatecznie ukazać człowieczeństwo ludzi, których znamy z historii i Pisma Świętego.

Z napisaniem książki o Piłacie autor nosił się od kilku lat. Jednak o jej powstaniu zadecydował pewien przypadek. Sam Lewicki pisze we wstępie książki o tym tak: „Któregoś dnia przypomniałem sobie o Poncjuszu Piłacie. Szczerze mówiąc, nie dawała mi spokoju myśl, dlaczego ludzie wysłali na krzyż Syna Człowieczego. Nie byli to przecież wrogowie ani najemni zabójcy, lecz ci, wśród których On żył i czynił dobro… Przeczytałem uważnie Nowy Testament, dzieła Józefa Flawiusza i starożytne apokryfy. Ciągle jednak nie udawało mi się rozpocząć powieści, choć, jak to mam w zwyczaju, studiując jakiś temat, robiłem notatki i zapisywałem nasuwające się uwagi i refleksje. W ten sposób zgromadziłem tak ogromną ilość szkiców, że wystarczyłoby ich na dziesięć książek. Tylko o prokuratorze nie było tam żadnej wzmianki.

Poza tym muszę przyznać, że główny problem nie tkwił w braku czasu czy chęci. Powstrzymywał mnie przed tym zwykły, banalny strach, którego nie udawało mi się przezwyciężyć. Z drugiej strony jakiś głos wewnętrzny przekonywał mnie, że pomimo tak obszernego tematu powinienem przybliżyć społeczeństwu te niezwykle ważne dla ludzkości wydarzenia.(…)

Osoba Piłata (…) jest jedną z najbardziej zagadkowych i niezrozumiałych postaci w całej historii. (…) Zgodnie ze sprawowanym urzędem był on zobowiązany do osądzenia Jezusa, lecz nie potrafił wydać wyroku. Jego czyn można by nazwać rozsądnym: udzielił prawa decydowania narodowi, do którego należał Oskarżony – dziś powiedzielibyśmy: przeprowadził referendum. Postąpił według rzymskiej maksymy: vox populi – vox Dei (głos ludu jest głosem Boga), ale przez resztę życia cierpiał z powodu swej małoduszności. Osobiście myślę, że wspominanie o Piłacie w modlitwie nie jest oskarżaniem go, a prostym stwierdzeniem faktu, że za panowania tego namiestnika został zgładzony Jezus z Nazaretu.

Ewangeliści twierdzą, że Piłat szczerze pragnął uwolnić Syna Bożego od śmierci krzyżowej. Żona Poncjusza także próbowała wstawić się za Sprawiedliwym. Żydowski filozof Filon Aleksandryjski przedstawił jednak niezbyt pochlebny obraz prokuratora Judei: był brutalny i uparty, okrutny i porywczy. (…) Apokryfy również nie mówią jednoznacznie, kto był odpowiedzialny za śmierć Zbawiciela. Szale wagi sprawiedliwości przechylają się raz na stronę Żydów, raz na stronę Poncjusza Piłata.

(…) Wiele różnych spraw powodowało ciągłe odsuwanie Piłata do odległego kąta i zawsze znajdowałem jakiś pretekst, by nie zajmować się tą postacią. Prokurator Judei był dla mnie gigantycznym, dymiącym wulkanem, który wabi, a równocześnie przeraża. Przerastał po prostu moje twórcze możliwości. Ukończyłem właśnie długotrwałą i żmudną pracę na temat Wielkiego Księstwa Litewskiego. Następnego dnia miałem zamiar przystąpić do pracy nad kolejnym, dawno odłożonym maszynopisem. Wieczorem przekopiowałem na nowy nośnik mnóstwo materiałów, gdyż nazajutrz wyjeżdżałem z domu i chciałem mieć możliwość kontynuowania pracy nad książką. Po przybyciu na miejsce włączyłem notebooka i… pusto. Program antywirusowy poinformował mnie, że mój komputer zaatakował wirus. Wszystkie ostatnie zapisy zniknęły.
Straciłem setki dokumentów. Nie tylko całość dopiero co ukończonej książki, lecz również materiały do tej, którą właśnie zamierzałem napisać, oraz szkice kolejnych projektów. Nie było najmniejszych szans, by wrócić do domu i przekopiować wszystko z komputera. Nie miałem też dostępu do internetu. Zdesperowany zbierałem te żałosne strzępy dokumentów, które ocalały z wirtualnego tornada.
(…) Nie można tu mówić o żadnym fatum, gdyż staruszek notebook (…) służył mi głównie jako maszyna do pisania. Korzystałem z niego tam, gdzie nie chciałem ryzykować uszkodzenia mojego nowego komputera. (…) Tym sposobem okoliczności przywiodły mnie do rzymskiego prokuratora, i nie było już odwrotu.

Tak oto nadszedł czas Poncjusza Piłata…”